Być może, gdzieś tam głęboko, pod grubą warstwą obojętności i pogardy, czuła
smutek, który szarpał jej ciałem, rwąc go na krwawe kawałki.
Być może, za lukrowanym uśmiechem i słodkimi słowami, krył się niemy
krzyk rozpaczy przepełniony bólem, od którego drżały wszystkie jej mięśnie.
Być może, w głębi duszy, na końcu korytarza uczuć, magazynowała
tęsknotę i poczucie winy, a ich smak był słony niczym łzy, których nie uroniła.
Być może.
"Nic nie słychać? Choć gwar dookoła? Wzrastał przecież
Jak gdyby dźwięk dzwonu. Wymieniał mi imiona
Wszystkich awanturników przepadłych, mnie podobnych -
Jaki ten był silny, tamten jaki zuchwały,
Jakie ów miał szczęście - a każdy już zgubiony!
Zgubiony! Dźwięk jeden - lata klęsk mi obwieścił."
Jak gdyby dźwięk dzwonu. Wymieniał mi imiona
Wszystkich awanturników przepadłych, mnie podobnych -
Jaki ten był silny, tamten jaki zuchwały,
Jakie ów miał szczęście - a każdy już zgubiony!
Zgubiony! Dźwięk jeden - lata klęsk mi obwieścił."
("SIR ROLAND POD MROCZNĄ WIEŻĄ STANĄŁ"Robert Browning)
Odstawiła na bok szklankę i spojrzała na swoje odbicie w ciemnym
ekranie laptopa. Palce lekko spoczywały na klawiaturze, jakby czekając na jakiś
znak, rozkazujący im uderzać w klawisze. W pokoju panowała cisza, przerywana
tylko buczeniem lodówki.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to absurd, paranoja. Ktoś inny mógłby
sprzeciwić się wysuwając naprzód szereg argumentów, niczym tchórzliwe wojsko
uzbrojone jedynie w patyki. Nie było jednak nikogo. Siedziała sama,
ubrana jedynie w za dużą koszulę.
- Pewnie wyglądam niczym Krukówna w „Fuksie” – szepnęła sama do siebie,
wzdrygając się na dźwięk własnego głosu, który brzmiał dziwnie obco.
Przejechała drżącymi palcami po rozczochranych włosach opadających jej na
ramiona. Ich szorstki dotyk drażnił ją, jednak była zbyt leniwa by sięgnąć po
gumkę i je po prostu spiąć. Trwała dalej w bezruchu, czekając.
Jej myśli krążyły po światach zupełnie innych. Mniej lub bardziej
podobnych do tego, gorszych i lepszych, ciekawszych i nudniejszych, ale wciąż
innych. Widziała postacie, tak żywe i prawdziwe, że miała wrażenie iż są jej
dobrymi znajomymi. Mężczyzna o twarzy w połowie pokrytej bliznami, który
tęsknym wzrokiem spoglądał na dziewczynę o farbowanych na ciemno włosach i wystraszonym spojrzeniu.
Jasnowłosy chłopiec, uśmiechał się smutno, trzymając w dłoni puszkę z napojem o obcej nazwie, a obok
niego łasiła się dziwna hybryda psa, lisa i borsuka. Elegancki młdzieniec o
długich, ciemnych włosach, demonicznej urodzie i poparzonych dłoniach,
spoglądający obojętnie na pozbawionego rąk, krępego doktora. Dwóch chłopców
śmiejących się z czegoś, i druga para, za nimi, milcząca i zajęta patrzeniem na
odbiegajacą sarnę... Na każdym kroku spotykała następne postacie, których
imiona doskonale znała. Ciemnoskóry olbrzym na pewno nazywał się jak jakiś
napój, ale zapomniała już który, a ta czarnoskóra kobieta bez nóg nosiła nawet
kilka imion. Staruszek z myszą był bez wątpienia Eduardem o nazwisku sławnego
malarza.
Poczuła, że mimowolnie uśmiecha się. Nie do siebie. Nie. Uśmiechała się
do nich. Czuła wzruszenie, które przyjemnie objęło ją ciepłymi ramionami.
Poddała się temu bez słowa. Gdy jednak usłyszała skrzypienie drzwi, zniknęło
ono tak szybko, jak przyszło. Uśmiech jednak nie zszedł z jej ust. „Bądź silna”
pomyślała, zdejmując palce z klawiatury.
Odwróciła się na krześle i spojrzała na średniego wzrostu mężczyznę o
ciemnych włosach sięgających ramion. Jego twarz zastygła w demonicznym
uśmiechu. Niezwykle jasne tęczówki oczu napawały ją strachem, ale starała się
nie dać po sobie tego poznać. Zdjął przemoczoną od deszczu bluzkę i rzucił ją
na podłogę. „Padał deszcz?” spytała siebie w myślach, nie zastanawiając się nad
tym długo. Wstała z krzesła i podeszła do niego, czując na ramionach zimny
dotyk jego dłoni. Przymknęła oczy, czując zbierające w niej pożądanie. Gdy
złapał ją za włosy i gwałtownie odciągnął głowę do tyłu, wciąż się uśmiechała.
Wiedziała, że tego chciał.
"Pomyślałem zrazu, że kłamie każdym słowem
Ów chromy dziadyga ze swym złośliwym okiem,
Którym zerkał z boku, jak łgarstwo na mnie działa,
I z tą gębą swoją, co ledwo mogła powstrzymać
Bliski już wybuchu napór rozradowania
Na widok nowej ofiary pochwyconej w sidła."
Ów chromy dziadyga ze swym złośliwym okiem,
Którym zerkał z boku, jak łgarstwo na mnie działa,
I z tą gębą swoją, co ledwo mogła powstrzymać
Bliski już wybuchu napór rozradowania
Na widok nowej ofiary pochwyconej w sidła."
("SIR ROLAND POD MROCZNĄ WIEŻĄ STANĄŁ"Robert Browning)
Później, gdy wgryzał się w jej usta, a ona kaleczyła jego plecy
paznokciami, czując pod sobą twardy materac łóżka, nie myślała już o
postaciach, które siedziały tak niedawno w jej myślach. Wróci do tego jutro.
Znowu usiądzie przy laptopie, próbując umiejętnie przelać na niego to, co
podsuwała jej wyobraźnia. Miała wrażenie, że ciemnowłosy mężczyzna też był
wśród tamtych postaci, nie chciała jednak o tym rozmyślać. „Czy to istotne?”
pomyślała, przymykając z rozkoszy oczy.
Była zajęta pieprzeniem się ze swoją własną weną.
Obrazki pochodzą stąd - http://www.stephenking.pl/mw_galerie_ilustracje_07.html